• Winda
  • Duży pokój
  • Gabinet
  • Łaźnia
  • Spiżarnia
  • Garderoba

KOMÓRKA: MUZYKA


Drodzy lokatorzy, dziś w Piwnicy BBS otworzymy nową komórkę.

Od teraz mieszka u nas MUZYKA!


Długo zastanawiałam się, kogo powinnam Wam zaprezentować, w tak wielki dzień, jakim jest dla mnie otwarcie kolejnej komórki, w coraz większej ku mojej radości piwnicy BaBassment. W końcu decyzja zapadła!
Zdecydowałam się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu- połączyć muzykę 
z … teatrem. Zajmę się polskim musicalem i jego gwiazdą!

Panie, Panowie… Kurtyna w górę!

Przed Wami KAJA MIANOWANA!





Kaja urodziła się dwadzieścia dwa lata temu w Lublinie i od tylu lat czaruje swoim boskim głosem. Rodzinne legendy głoszą, że śpiewała zanim nauczyła się mówić.
Na szczęście dla naszej artystki, lekko zmęczeni nieoszlifowanym swego czasu talentem córeczki rodzice, zapisali ją do szkoły muzycznej, gdzie przez dwanaście następnych lat grała na flecie poprzecznym, pianinie i innych instrumentach. Łatwo nie było, ponieważ dziewczynka jednocześnie chodziła do szkoły podstawowej, następnie gimnazjum, później liceum. Od maleńkości towarzyszyła jej bezlitosna, pełna bezgranicznego poświęcenia praca, w którą angażowała się bez reszty. Zamiast zabawy z rówieśnikami, wolne chwile poświęcała na nadrabianie zaległości, co z resztą przynosiło wspaniałe efekty- Kaja przez wszystkie lata edukacji była piątkową uczennicą.
Mimo żmudnych, ale satysfakcjonujących ćwiczeń gry na instrumentach, naszą bohaterkę najbardziej fascynował śpiew. Marzyła o solowej karierze                         i konsekwentnie do niej dążyła, uczestnicząc w wielu ogólnopolskich konkursach i festiwalach i zdobywając na nich najwyższe laury.



Przełomem i początkiem prawdziwej kariery, okazał się zwycięski dla dziewczyny casting w warszawskim TM Roma do musicalu stulecia  - „Upiór       w Operze” Andrew Lloyd Webbera.
Siedemnastoletnia wówczas Kaja, pokonała setki rywalek, w tym gwiazdy polskiej piosenki.
Warto zaznaczyć, że ostateczną decyzję co do wyboru obsady podejmował sam Mistrz Webber.
Nastolatka otrzymała główną rolę kobiecą i przez trzy kolejne lata wcielała się w postać Christine Daae, którą w oryginale zagrała doskonała w każdym calu żona Andrew – sopranistka Sarah Brightman. Ciekawostką jest, że nasza polska Christine to najmłodszą na świecie odtwórczyni tej roli.







                                    Ltspkr.png  Kaja Mianowana i Marcin Mroziński-Wspomnij Mnie


                                           z tytułowym Upiorem-Damian Aleksander
                                                   


                                              Ltspkr.png  Kaja Mianowana-Szkoda, że Cię nie ma


Kreacja jaką stworzyła Kaja, doczekała się wielu pochlebnych recenzji, a młoda aktorka kolejnych propozycji zawodowych i wiernego grona fanów.

Kaja i trofeum-platynowa płyta UwO


                                          
                                        z Ewą Lachowicz, odtwórczynią roli Meg Giry



                                z Łukaszem Zagrobelnym- Enjolrasem z Les Mis
                                                                      



Jednak po kilkuset wystawionych spektaklach genialny musical, zniknął z afisza ustępując miejsca nowemu.
Sopranistka zmierzyła się z castingiem do następnej produkcji macierzystego teatru.
Ponownie zachwyciła i wygrała swoją drugą już rolę główną- tym razem przyszło jej wcielić się w Cosette w musicalu "Les Miserables" Claude-Michela Schonberga w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego i grała w nim dwa kolejne lata.









Obecnie Kaja przygotowuje się do castingów, pobierając przy tym lekcje                u najlepszych pedagogów m.in.  u prof. Ewa Iżykowskiej, która czuwa nad głosem aktorki.


Więcej o naszej bohaterce przeczytacie tu:















Komórka: Książki

Dziś w Piwnicy:

OTWARCIE NOWEJ KOMÓRKI!

Do Komórki „Książki” wprowadzają się… książki! A właściwie ich recenzje. Raz   na jakiś czas do tekturowego pudła będę pakować kolejne, według nas interesujące i wartościowe  tytuły. W ten sposób chcę zachęcić Was, do zapoznania się z atrakcyjnymi pozycjami literackimi. Jednocześnie liczę na to, że poznam Wasze zdanie na temat proponowanych przeze mnie utworów, a także, że przekonacie mnie i do swoich ulubionych lektur!




Zaczynamy…


Od zawsze fascynowali mnie wielcy tego świata. Łaknęłam wszelkich informacji na temat bohaterskich czynów jakich zdołali dokonać. Jednak często, mimo zaspokojenia głodu owej wiedzy, nie przestawałam czuć pewnego niedosytu. Towarzyszył mi on szczególnie po przeczytaniu kilku pozycji dotyczących Marka Edelmana, przywódcy powstania w getcie warszawskim. Gromadząc kolejne informacje świadczące o jego heroicznej walce o sprawiedliwość, zastanawiałam się, jak mogło wyglądać jego codzienne życie. Moje ciekawość została szybko zaspokojona, gdy w księgarni znalazłam- „Pan Doktor i Bóg. Marek Edelman : bohaterski, genialny, nieznośny” autorstwa Violetty Ozminkowski i Magdaleny A. Olczak. 



Książka ta jest formą odbrązowienia postaci, która poprzez swoje dokonania ,już za życia pokryła się patyną… Dzięki opowieściom i anegdotom rodziny, przyjaciół,  współpracowników i wreszcie pacjentów Edelmana, widzimy go jako zwyczajnego człowieka, który mimo swojego apodyktycznego charakteru, był lubiany przez wielu. Czytamy głównie o jego powojennym życiu. O pracy lekarza i podejściu do pacjenta.

Bardzo wciągnęły mnie relacje pacjentów docenta, którzy określają go, jako „absolutnie wybitnego lekarza” i „niesamowitego diagnostę”. Doktor udzielał im dosyć zaskakujących rad. Gdy stwierdzał, że chory umrze i nie można mu już pomóc, decydował, że ostatnie chwile życia, powinien on spędzić jak tylko sobie zamarzy, nie zabraniając palenia papierosów, czy picia alkoholu. Jego słynna porada brzmiała- „Napij się wódeczki” …

W książce opisana jest codzienna praca Edelmana, która z pewnością zainteresuje nie tylko medyków. Mnie szczególnie zaskoczyły „castingi” na pielęgniarki. Docent, jako wielbiciel kobiet, do współpracy wybierał nie tylko pojętne, ale także najpiękniejsze aplikantki. Twierdził, że pielęgniarka ma być dobra i wyglądać jak anioł.






Olczak i Ozminkowski przedstawiają też codzienną walkę, którą Edelman toczy z Panem Bogiem. Wykorzystując chwilową nieuwagę Stwórcy, docent próbuje przedłużać życie chorym, jednak bitwy z Najwyższym różnie się kończą.

Doktor do końca swoich dni walczył o sprawiedliwość. Jako staruszek wyruszył do oblężonego wówczas Sarajewa wraz z transportem żywności Polskiej Akcji Humanitarnej, tłumacząc się obowiązkiem ostatniego przywódcy powstania       w getcie warszawskim.

Marek Edelman zmarł 2 października 2009 roku w Warszawie, przeżywszy 87 lat.



Trochę się rozpisałam, ale musiałam:) !

Czytaliście tę książkę? Przypadła Wam do gustu?



Winda: Rafał Koszyk

Sąsiedzi, 
dziś zajawkową windą, prosto do dziewiczej, wciąż nienaruszonej strefy BBS, zjeżdża Koszyk. Rafał Koszyk.


Niczym dowódca Apollo 11, jako pierwszy człowiek postawi stopę na mojej podziemnej, niczym nie zmąconej  przestrzeni.  Jednak zanim dojdzie do historycznego spaceru po panelach undergroundu, jak każdy mój przyszły gość, będzie musiał przejść swoisty test na piwniczanina… Bo tylko prawdziwi zajawkowicze dostaną klucz do BBS…

Aby dotrzeć do celu, Rafał musi odbyć podróż przez wszystkie piętra naszego bloku.Jego pierwszym przystankiem będzie p.10 gdzie powietrze jest krystalicznie czyste, a nos pełen znakomitych wrażeń zapachowych. Niestety, te wspaniałe chwile nie będą trwały długo, ponieważ im niżej, tym trudniej. Rafał  może odczuć wstrząsy, pojawią się u niego stany lękowe oraz niepewność o swój koszykowy los. Wierzymy, że się obroni i razem z nami zjedzie na dół... W końcu jest fighterem!

Zaczynamy!

Rafał Koszyk – polski lekkoatleta, sprinter. Złoty medalista młodzieżowych mistrzostw Polski (2011) w sztafecie 4 x 100 metrów w barwach AZS UMCS LUBLIN. Brązowy medalista Mistrzostw Polski Seniorów w Lekkiej Atletyce Bielsko-Biała 2012 w sztafecie 4 x 100 metrów w barwach AZS UMCS LUBLIN. Lublinianin znalazł się w gronie ośmiu tysięcy osób z całego świata, w tym 26. Polaków, które dostąpiły zaszczytu biegu w sztafecie z Ogniem Olimpijskim, przed tegorocznymi igrzyskami w Londynie.

Jedziemy!





Najbardziej błahe pytanie-co jadł dziś Koszyk na śniadanie?
Dwa cebularze, drożdżówka, miska płatków
i mrożona kawa i oczywiście witaminy.




 Jak wygląda dzień z życia sportowca?
W okresie budowania formy, czyli przed sezonem(listopad-maj)- bardzo ciężko...Jak jesteśmy w domu to śniadanie, uczelnia, obiad, trening(około 2h), kolacja i spać, bo na nic więcej nie ma energii i tak 7 dni w tygodniu  (na weekendzie odpada uczelnia, to trening jest po śniadaniu i wieczorem odnowa biologiczna). A na obozach, są dwa treningi- rano cięższy, po południu lżejszy,ale tylko tyle, żeby na drugi dzień rano, znowu mieć siłę na małe co-nieco. W sezonie jest lżej, ale tylko troszeczkę, bo odpadają zazwyczaj treningi weekendowe,ale za to dochodzą starty na zawodach  i zdarza się, że treningi są poniedziałek-czwartek, w piątek wyjazd na Miting, na miejscu wieczorem lekki rozruch i start w sobotę, ewentualnie sobota i niedziela. I tak mniej więcej maj-połowa lipca   i koniec sierpnia-połowa września…W tym czasie życie towarzyskie nie istnieje, bądź kuleje tak bardzo, że aż strach.Jedyny czas na zabawę jest we wrześniu
i październiku czyli po sezonie, kiedy odpoczywamy od biegania i trenera.

 
Czy Koszyk dostal kiedyś kosza? 
Kilka, w tym raz na targu pani chciała mi wcisnąć wiklinę  Ale raczej były to szczenięce próby nawiązania bliższych kontaktów, co jak się z czasem okazuje, zupełnie niepotrzebne. Bardziej chodziło
o dopasowanie się do towarzystwa, czy     zaimponowanie kolegom. Dziś już tak na szczęście nie uważam i jestem zdania, że nie warto pokazywać uczuć, bo każdy może wykorzystać.



Z jakiego tworzywa wykonany jest Koszyk: wiklina, stal, metal ?
Mieszanka kilku składowych, wymieszanych w kotle życia i zahartowanych przez skromne 23 lata żywota z kilkoma rysami, których się nie wstydzę, a wręcz jestem z nich dumny. Nieufny, zamknięty w sobie  i starannie dobierający znajomych , a mianem przyjaciół mogę nazwać tylko tych, którzy przeżyli ze mną najgorsze, ale i najlepsze i wiem, że będą zawsze. Ci co do końca nie mnie nie znają, powiedzą, że narcyz i nieszczęśliwy człowiek zapatrzony w siebie.



Co się składa na Twój koszyk dóbr-być, czy mieć? 
Być i mieć…Postawiłem sobie ambitne zadanie na życie…Osiągnąć jak najwięcej i zaistnieć, po to, żeby ludzie mówili, że kiedyś był taki ktoś, który zrobił wiele. Nie chce, żeby jedyne co po mnie pozostało to nagrobek na cmentarzu i jakieś przekazywanie szczątkowych informacji w rodzinie z przyszłości. No i oczywiście kasa :P Podobno, pieniądze szczęścia nie dają, ale bardzo pomagają w życiu i nie ukrywam tego, że jestem materialistą, bo bez pieniędzy nie można być szczęśliwym człowiekiem, kiedy musisz się ciągle martwić czy podołasz do końca miesiąca.


Co w głowie to na języku - Freestyle...
Nie lubię komarów, os, kalafioru i rodzynek. Uwielbiam Nutelle, burze, poleżeć w domu i lato…zima jest do kitu… lubuje się w różnych serialach- teraz jestem na etapie „Gra o Tron” i tak wciągnęła mnie fabuła, że postanowiłem przeczytać wszystkie książki z cyklu „Pieśni lodu i ognia”. Polecam wszystkim, wciągają jak cholera.
PS. Ma ktoś możliwość umówienia mnie na randkę
z Ewą Farną? :P


Co Koszyk robi w życiu?
Wcześniej studiował ratownictwo medyczne, ale stwierdził, że to nie jest to i się dostał na psychologie na UMCS i uważa, że był to słuszny krok i właśnie kończy I rok i prawdopodobnie psychologia go polubiła. Nie pracuje, bo nawet nie miałbym kiedy, a na szczęście łapie się na stypendium sportowe, to na delikatne ruchy mam środki.Poza tym dużo odpoczywam w domu, lubię swoją samotnie, gdzie nikt mi nie przeszkadza i mogę pobyć sam ze sobą i porozmyślać, przeanalizować wszystko i zaplanować najbliższe dni.


Twój największy sukces...
Chyba to jaki jestem- nie poddaje się, ale  i z podniesioną głową przyjmuje porażki   i staram się poprawiać to, co do porażki się przyczyniło.Ze sportowych sukcesów to na pewno Mistrzostwo Polski z 2011 roku, ale i medal zdobyty na Mistrzostwach Polski w tym roku, obu tych medali nie porównuje, są równie cenne i wymagały dużo pracy i poświęcenia wszystkiego. No i znalezienie się w Reprezentacji Polski do Sztafety z Ogniem Olimpijskim przed Igrzyskami w Londynie. 



Czy Olimpijski Ogień nie poparzył Koszyka w rączkę? 
Powiada się, że święty ogień z Olimpii nie parzy, ale nie miałem odwagi tego sprawdzać. A znalazłem się tam dzięki firmie Samsung. Na facebooku zobaczyłem jak jedna z koleżanek wysłała swoje zgłoszenie na konkurs związany ze sztafetą. Podpytałem ją o co chodzi, a okazało się, że to firma Samsung(jeden ze sponsorów igrzysk) organizuje akcję w której do wygrania było uczestnictwo w tym wydarzeniu. Poprzez aplikację na profilu Samsunga wystarczyło odpowiedzieć na pytania „Udowodnij nam, że to właśnie ty powinieneś wygrać.  Co wyróżnia Cię spośród innych?”. Postanowiłem spróbować. Jak się później okazało moje odpowiedzi musiały wpaść w gust organizatorów bo nie licząc na wiele, nagle stałem się wielkim szczęściarzem. A w zgłoszeniu opisałem swój powrotu do sportu. Będąc dobrze rozwijającym się sprinterem   w 2010 roku zacząłem osiągać gorsze wyniki. Okazało się, że mam problemy zdrowotne, które zmusiły mnie do podjęcia operacji. Łącznie przeszedłem ich aż 5.  Pierwsza operacja była 1 lipca, ostatnia 16 września. Ciężko było mi się podnieść po tych wszystkich wydarzeniach, przyznam, że byłem podłamany, schudłem 16 kg i nawet wejście na drugie piętro po schodach kosztowało mnie dużo siły. W grudniu spróbowałem wrócić do trenowania i w sezonie po tych przygodach zrobiliśmy złoto w sztafecie na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski i znacząco poprawiłem życiówkę na 10.77. Samego pobytu tam zbytnio nie da się opisać słowami. Wszystko mieliśmy szczegółowo zaplanowane, nie było mowy o jakimkolwiek spontanie. Noc przed biegiem miałem nieprzespaną. W ogóle to podczas całego 5dniowego wyjazdu spałem łącznie może z 6 godzin. Brak snu  poczułem dopiero po powrocie do Polski. W dzień biegu już o 4.40 musiałem wyjechać z hotelu (który bardziej przypominał pałac niż hotel) i udać się na miejsce zbiórki, gdzie jeszcze przechodziłem etap weryfikacji tożsamości (bezpieczeństwo ognia   i Igrzysk to priorytet). Ze smaczków to mogę powiedzieć, że cała ekipa ochraniająca wiedziała, że jestem sprinterem i prosili mnie, żebym przez przypadek „po swojemu” nie przebiegł dystansu z ogniem, bo mogą wyzionąć ducha :P Dla mnie, jako czynnego sportowca możliwość trzymania w rękach ognia olimpijskiego była czymś, czego nikt mi nigdy nie odbierze, jestem jednym z 8000 wybranych z całego świata, którzy dostąpili tego zaszczytu. Jedyne co mi pozostało do zrobienia, to dostać się na Igrzyska Olimpijskie, co jest moim wielkim marzeniem, ale czy mi się to uda, to życie zweryfikuje.


 Największy ciężar jaki miał okazje nosić w sobie koszyk?
Jeden  tych ciężarów właśnie noszę na barkach, bo na tegorocznych Mistrzostwach Polski nabawiłem się kontuzji ścięgna Achillesa i jest to troszkę bardziej poważniejsze od poprzednich, ale się nie poddaje, zakończyłem wcześniej obecny sezon i leczę się, czekając na przyszły rok.
Innym jest czasami wytrzymanie z samym sobą, bo nie jestem łatwym człowiekiem do życia, nawet dla siebie samego. Czasami mam wrażenie, że jestem zbyt surowy, zbyt wymagający i zbyt ambitny, ale na szczęście mam grono kilku przyjaciół, którzy jakimś cudem ze mną wytrzymują i pomagają     w gorszych chwilach.


Czym zapełniona jest Twoja piwnica?
Nie mam piwnicy....mam komórkę.. Trzymam tam rowery.
                 





                                            WITAM W PIWNICY BaBassment!




Bardzo dziękuję Rafałowi za współpracę!